Jest to szwajcarski zespół założony w 2002 roku. Ich twórczość to mieszkanka melodeathu i folk metalu, z naciskiem na celtyckie klimaty. Jednym z elementów charakterystycznych jest skład zespołu. Wielokrotnie zmieniany, na dzień dzisiejszy liczy osiem osób, w tym dwie kobiety. Prawie każdy członek gra na jakimś nietypowym instrumencie, jak np. gaita, tin whistle, bodhrán, czy lira korbowa.
Mają na swoim koncie 5 pełnych albumów studyjnych. Pierwszy z nich - Spirit z 2006 r. wydany z Fear Dark Records, reszta z Nuclear Blastem.
Oczywistym jest, że ich twórczość w pewien sposób ewoluowała, według mnie jej kierunek zdefiniowali już na pierwszej płycie. To, co mnie urzekło to idealne proporcje brutalności i klimatyczności, oraz bardzo dobre teksty. Używają na przemian angielskiego i martwego już języka galijskiego. Słowo 'magia' użyte przezemnie w tytule mogło być lekko mylące, ale bez obaw - nie chodziło tu o różowe jednorożce tańczące na tęczach., a właśnie o klimat. Skupiają się na tematyce pogańskiej - kultach i wierzeniach, legendach, historii, ale także o rzeziach na nich dokonywanych. Nie oznacza to jednak, że nie można znaleźć w nich odniesień do świata współczesnego, i to w dodatku niezwykle trafnych.
Niby oklepane połączenie growlowania i damskiego wokalu w ich wykonaniu jest jedyne w swoim rodzaju. Growl growlem, ale wokalista Anna Murphy naprawdę odwala niesamowitą robotę. Na pierwszym albumie nie jest aż tak słyszalna, ale potem zdecydowanie staje się uzależniająca. Jest charakterystyczna, dodaje świeżości i lekkości, której często brakuje w podobnych zespołach. Już przy pierwszych odsłuchaniach wiedziałam, że jest jednym z najważniejszych filarów tego zespołu, a potwierdziło się to na koncercie (który zrelacjonowałam tutaj ->klik<-), na którym jej zabrakło.
Za szczytowe osiągnięcie zespołu uważam album Everything Remains [As It Never Was] z 2010 roku, za najsłabsze zaś... najnowsze Helvetios. (2012). Nie wiem co się wydarzyło, ale przepaść między tymi albumami jest dość duża. Everything Remains od pierwszej do ostatniej sekundy reprezentuje najwyższą półkę w swoim muzycznym zakątku i od tego albumu polecam wszystkim zaczynać. Nie jest to rewolucja muzyczna, ale napewno brzmią nowatorsko, mają swój styl, specyficzny klimat i energię, a na tym albumie słychać to najlepiej. Ma to "coś" które sprawiają, że ta płyta raz włączona przez długi czas nie schodzi mi z głośników. Podobnie sprawa ma się ze Slania, Spirit i Evocation (...), tak naprawdę każdy z nich wart jest polecenia.
Trochę się rozpłynęłam, ale nie oznacza to, że Helvetios i jest złym albumem, po prostu mam w stosunku do niego trochę wątpliwości. Uważam, że w porównaniu z ich wcześniejszymi płytami jest trochę wtórny. No i produkcja wypadła nieoczekiwanie słabo. Być może zbyt bardzo skupili się na idei concept albumu - 'fabularnie' się to udało - jest spójny, historia ludu Helwetów została przekazana w dramatyczny sposób. Perkusja jest jednak prawie niesłyszalna, gitary są na mój gust nawet jak na folk metal zbyt proste - coś po prostu poszło nie tak. Ma kilka spektakularnych wzlotów jak "Luxtos", "A Rose For Epona" czy "Alesia", całościowo stoi jednak w cieniu reszty longplayów.
Na koniec, tradycyjnie próbka, dla odmiany podwójna. By ukazać obie strony medalu, kawałek ultra klimatyczny:
Miłego wieczoru, niech wam się przyśnią legendy i bajania :)
Emilka.
Bardzo lubię ten zespół! Też o nich napisałam na swoim blogu :)
OdpowiedzUsuńBlog dodany do spisu http://blogiomuzyce.blogspot.com/ pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCudowny zespół, jeden z moich ulubionych!
OdpowiedzUsuńCo do albumów, w moim prywatnym rankingu jest zupełnie odwrotnie, Everything Remains... lubię najmniej ze wszystkich, zaś Helvetios jest drugi od góry ( moją największą miłością pozostaje Evocation I ). Ale dobrze jest spotkać się z odmiennym zdaniem :)