Towarzyszem moich przygód koncertowych była jak zawsze moja best frend forewa - Anna. Obie miałyśmy wielkie obawy w kwestii Alibi. Kaszaniastość ich nagłośnienia rozbrzmiewa echem po całym Dolnym Śląsku. Ja sama dostawałam przez nią szału bitewnego na opisanym przezemnie tutaj koncercie zespołu Anti Tank Nun. Stwierdziłam jednak, że nie mogę odpuścić przez złe wspomnienia związane z klubem koncertu Leśnego Klanu we Wrocławiu. I było warto! Nagłośnienie było bardzo dobre, słychać było każdy instrument, i co najważniejsze - WOKAL! Także nie ma sobie co odpuszczać w takich kwestiach.
Na początku o supporcie - zespole Metsatöll. Fota idealnie oddaje poziom epickości kapeli. Każdy z członków wygląda jakby siłą mu z ręki wyrwali topór, a z łba ściągnęli hełm z rogami. Grają nieco ostrzej niż Korpiklaańcy, mniej melodyjnie, klimat jest bardziej bitewny niż zabawowy. Co oczywiście nie znaczy, że nie można było się dobrze pobawić. Technicznie bardzo fajnie, wokalista dobrze się drze, no i do tego wygląda jak młodszy brat Zakka Wylde'a.
Muszę pochwalić również umiejętność utworzenia atmosfery. Podczas jednego z utworów, w którym główną rolę grał wojenny bęben naprzemiennie z tajemniczymi wyśpiewywanymi inkantacjami, udało się im tak wkręcić ludzi w klimacior, że zaczęli tańczyć w koło jak pogańscy pradziadowie w noc wiosennego przesilenia. Mega wrażenie!
No i gwóźdź programu! Przyznam, że jeśli kiedykolwiek pojawią się jeszcze we Wrocławiu, bez wahania pójdę na ich koncert po raz kolejny. Folkowe, melodyjne granie na najwyższym poziomie, bardzo sympatyczni faceci, a przedewszystkim dobra okazja to wytańczenia się i wybawienia za wszystkie czasy. Zagrali oczywiście parę wolniejszych kawałków, ale było ich niewiele. W końcu specjalizują się w muzyce stworzonej do dobrej zabawy. Oczywiście nie mogło zabraknąć "Vodki", "Tequili" i "Beer Beer", były też kawałki z nowej płyty, trochę staroci. Jedno co mnie zaskoczyło, to cover "Iron Fist" Motorheada. Tego się zupełnie nie spodziewałam, ale wyszło super.
Charaktery członków zespołu idealnie współgrają z muzyką, którą wykonują. Rozluźnieni, rozbawieni, uśmiechnięci. No i niewątpliwie mają słabość do alkoholu (widać to, pomijając teksty, również na ich FP na Facebooku). Zwłaszcza wokalista. Nie wiem jakim cudem to zrobił, ale przez cały koncert nie udało mi się zauważyć, żeby był specjalnie pod wpływem. Jednak gdy tylko gig się skończył, boczne wiatry zaczęły go podwiewać tak mocno, że aż wywinął orła na scenie. Mimo tego wypadku przy pracy, zrobił podczas koncertu tak dobre wrażenie, że nie splamiło to w żaden sposób jego honoru. Wielokrotnie rzucał się w tłum, wciągał ludzi na scenę, biegał po całym klubie robiąc sobie z fanami sweet focie - normalnie aż wzruszonko mnie brało. Wiara w to, że muzyka łączy ludzi wzrosła jeszcze bardziej!
Na wydarzeniu na FB spotkałam się z jednym komentarzem na temat publiki - że do dupy, że nie potrafili się ludzie zachować, że za słabo się bawili. Co do nużdy ja się pytam?! Publika była właśnie super, ludzie normalni, ogarnięci, bez buractwa, tańczyli się i bawili wszyscy razem. Oczywiście trafiały się, jak na każdym koncercie metalowym, osobniki zbyt prawdziwe, by choćby drgnąć, ale takich to spotka się wszędzie. Cała reszta zachowywała się jednak bardzo dobrze! Ten kto napisał tego dennego komcia musiał więc być jakimś nędznym aferzystą wychowanym na koncertach Happysadu i Farben Lehre i napierdzielankach z gimbusami. Tak to jest z internetami - bez specjalnego filtru się nie obejdzie.
Jako podsumowanie - jeśli chcesz się dobrze zabawić, koncert Korpiklaani to idealna okazja. Nie ważne, czy znasz na pamięć całą dyskografię, czy własnie poznałeś kawałek 'Vodka' - jeśli czujesz ten klimat, na dwie godziny odlecisz do zupełnie innego świata, a i po tych dwóch godzinach rogal nie zejdzie ci z japy.
Na koniec tradycyjnie próbeczka. By się wpasować, z albumu Manala:
Emilka. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz