środa, 30 kwietnia 2014

Piąte Urodziny Katedry (+ The Riddle) - 26.04.14 - Carpe Diem, Wrocław

MAJÓWECZKA! A to oznacza nadrabianie artykułowych zaległości, oraz pisanie nadwyżki, by mieć co publikować w czasie sesyjnego szału. Jako pierwsza na ogień relacja z sobotnich urodzin wrocławskiej Katedry.



Dla tych jeszcze nie w temacie - Katedra to wrocławska formacja grająca jedyną w swoim rodzaju mieszankę starej i nowej psychodelii, klasycznego rocka, big-bitu i progresywy. Wpisy na ich temat ukazywały się już tutaj dwukrotnie (1, 2) i gdy tylko mam możliwość pojawiam się na ich koncertach. :) W celu głębszego wniknięcia w temat tudzież wspominek zapraszam do lekturki wcześniejszych relacji, a zanim o samym występie solenizantów - słów kilka o supporcie...


Jako, że piszę o nich po raz pierwszy - co nieco biograficznego info. The Riddle to wrocławska kapela założona w 2011 roku. Ich brzmienie to na moje ucho połaczenie blues, southern, hard i stoner rocka. W inspiracjach wymieniają Hendrixa, Zeppelinów, Doorsów, ale też fajne "nowości" jak np. The Racounteurs czy Graveyard. Na swoim koncie mają EP pt. Stories of Uncle Jim (której posłuchać można sobie na ich soundcloudzie), oraz takie sukcesy jak np. wyróżnienie na Wybryku 2011.

We wrocławskich internetach wypatrzyłam ich już kawałek czasu temu i od razu uznałam, że na następny koncert trzeba się będzie się wybrać. Nie wiem ile miesięcy trwał się ten kawałek czasu, ale najbliższym ich koncertem jaki udało mi się od tamtej pory wyhaczyć, było to wydarzenie. W międzyczasie zastanawiałam się nawet, czy może nie szukam dość wnikliwie, czy jeszcze grają, czy muszę ze smutkiem odłożyć ich do szuflady zespołów, które rozpadły się zanim zdążyłam je zobaczyć. Na szczęście tak nie stało. ;)

Na koncercie zagrali głównie swój materiał, ale znalazły się również dwa covery - Cream i o ile dobrze pamietam Niny Simone. Na początku bałam się, że jednym z nich będzie Sunshine Of Your Love, którego już nie mogę słuchać, ale na szczęście było to kochane White Room :) W porównaniu z EPką na żywo jak są dla mnie bardziej stonerowo-bluesowi i ich brzmienie nabiera trochę ciężkości. Mogło być tak dlatego, że przez większość koncertu słabo było słychać wokalistę, co mogło zabrać utworom część właściwej energii. Nie żebym miała coś przeciwko stonerowato-bluesowej smole - po prostu w żywszym repertuarze dali się słyszeć bardziej jako całość. Z tego względu bardziej podobali mi się w energicznych kawałkach. A i tak mam wrażenie, że nie było to wszystko, co mają do pokazania, dlatego chętnie zobaczę i posłucham ich na żywo po raz kolejny. 


Teraz garść refleksji po występie Katedry. Był to chyba (?) czwarty ich koncert na jakim miałam okazję być. Jak pisałam w jednej z wcześniejszych relacji - jest to zespół, który z koncertu na koncert ewoluuje i dzięki temu idąc na każdy kolejny człowiek zastanawia się, co będzie mu dane zobaczyć i usłyszeć. Tym razem nowością były dla mnie stare, nieznane mi kawałki z początków, które nieźle zaskoczyły formą, nieprzewidywalnością i solidnym ładunkiem emocji. 


ten koncert w ogóle pod względem aury i ilości energii przekazywanej przez zespół słuchaczom był  chyba najmocniejszym z tych czterech. A wszystkie na jakich byłam miały miejsce w ciągu jednego roku. Każdy członek zespołu to muzyk z krwi i kości i właśnie dlatego ich koncerty robią duże wrażenie. Osobowość ujawniająca się na scenie to świadectwo autentyczności i coś co nadaje wyraz, ostateczny szlif występom na żywo. Istotne jest, że rozwijają się, a ich twórczość staje się elastyczna i mogą kształtować ją jak tylko chcą. Konkretnie wspomnieć muszę tym razem o wokaliście Fryderyku - charyzma, radość i magia jaka od niego bije to prawdziwy fenomen, a cuda, które wyprawia na gitarze sprawiają, że nić porozumienia pomiędzy nim a gitarą jest niemal widoczna gołym okiem. Oczywiście nie umniejsza to w ŻADEN sposób całej reszcie zespołu, łącznie z dziewczynami z chórków, bez nich to nie byłoby to samo!


Jedno jest pewne - każdy fan takich klimatów powinien się nimi zainteresować Jeśli tylko będziecie mieli możliwość zobaczyć ich na żywo - we Wrocławiu lub gdziekolwiek indziej - nie ma co zwlekać. Być może to właśnie na tym koncercie wydarzy się coś, czego nie będzie mieli okazji zobaczyć już nigdy więcej? Tak jak w tym przypadku - cover Voodoo Chile grany przez dwie kapele na raz :)

Zdjęcia pochodzą z zalinkowanych fanpage'ów zespołów.


Dawno się tak nie rozpisałam! Ale było o czym pisać.:)
Miłego ostatniego kwietniowego wieczoru,
Emilka :)

4 komentarze:

  1. Twój opis The Riddle brzmi tak smakowicie, że z chęcią sobie ich przesłucham - a co mi tam, majóweczka jest! ;-) Psychodela akurat niekoniecznie - chyba nigdy do niej nie dorosłam, ale southern-stonerowe wrocławskie klimaty muszę poznać. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedyś bałam się podchodzić, ale odkąd miałam w pewnym momencie LZ revival w klasie maturalnej i zaczęłam grzebać w latach 60-70 to stopniowo coraz bardziej się przekonywałam... ale i tak wciąż co krok to nowinki :D

      Usuń
  2. Świetna recenzja :)
    Miałam przyjemność słuchania koncertu Katedry i byłam zachwycona :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie! Pozdrawiam również i zapraszam ponownie. :)

      Usuń