czwartek, 6 marca 2014

Ulubieńcy lutego!


Uwolniona tymczasowo z okowów filologii poddać się namowom jednej z niewielu kobiet na muzyczno-blogowym placu boju i powrócić do ulubieńców. Ostatnio pisałam o nich przy samych początkach mojego bloga, potem wylądowali gdzieś w zapajęczynionym zaciszu... Spróbuję ich odświeżyć! 
Tym razem opowiem co nieco o królujących w lutym utworach. W kolejnych częściach - kto wie cóż się może zdarzyć? ;)

1. Tom Petty & The Heartbreakers - You tell me

...a w zasadzie to i wiele innych jego utworów. Interesować jego twórczością zaczęłam się już dawno temu, gdy obejrzałam dokument o studiu Sound City, wtedy skończyło się jednak na debiutanckim albumie z Heartbreakersami, a teraz postanowiłam pogrzebać głębiej. Znalazłam to, czego w tym miesiącu szukałam - przyjemne brzmienie klasycznego, amerykańskiego rocka z późnych lat 70. Jest coś hipnotyzującego w połączeniu niedbałego śpiewu Petty'iego, fenderowskiego brzmienia gitary no i tych klawiszy sprawiających, że całość jest sooo smooth. 

2. Arctic Monkeys - I wanna be yours


Tutaj coś zupełnie z innej beczki. Jesli chodzi o AM to zawsze byłam sceptykiem... i w sumie dalej trochę jestem. Pewnego dnia z nudów stwierdziłam jednak, że muszę wiedzieć co jest grane, skoro tyle osób się jara. Zaczęłam słuchać pierwszego albumu, który się nawinął - tj. ostatniego krążka z 2013 roku. Leciał sobie w tle, leciał... aż w końcu wjechał ten fajniutki final traczek, który aż oderwał mnie od gramatyki. Jest w nim coś tak miło otulającego, i ciepło-nastrojowego. No i ten tekst - prosty, ale podbił moje serducho. I wanna be your Ford Cortina, I will never rust. <3

3. The Beatles - Savoy Truffle
Stara miłość nie rdzewieje! I wróciła niedawno ze zdwojoną siłą. Creaaaam tangeriiineee, and montelimar, tum tururururum! Chyba najbardziej omnomnomnomowy kawałek Bitelsów, powoduje u mnie natychmiastowe burczenie w brzuchu i wyczuwanie fantomowego zapachu czekolady. Utworek w 100 % Harrisonowy, czyli to co lubię najbardziej, nawet jeśli opowiada o obżarstwie Claptona. Prawdziwym smaczkiem są tu niewątpliwie szalone saksofony no i...George is gorgeous! 

4. Kasabian - Days are forgotten


Jak wielu wrocławiaków ubolewałam nad faktem ukrócenia nam Eski Rock. Jak się jednak okazało, Roxy przemalowane potem na Rock Radio sprawdza się, przynajmniej jak narazie o wieeele lepiej. Ten kawałek zapodali mi podczas jazdy na uczelnię i zakręcił mi się w głowie na tyle, że pierwsze co zrobiłam po powrocie do domu to odpaliłam go na pętli. Tę miłość instant wyjaśniać może fakt, że  imho jest mocno inspirowane Immigrant Song Zeppelinów... No ale przecieeeżżż to jest zaleeeetaaa! :D Jak narazie najlepiej dla mnie przyswajalny kawałek Kasabianów.

5. Stevie Nicks & Tom Petty - Stop draggin' my heart around


Długo bałam się zbadać co tam Nicks wysmażyła na solowych albumach poza Fleetwoodami. Zawsze jakoś ostrożnie podchodzę do solowych dokonań artystów z moich ulubionych zespołów, chyba po prostu boję się zawodu. Złapałam się tylko za pierwsze solo - Bella Donna z 1981. Okazało się, że wcale nie bolało, a nawet znalazł się taki smaczek jak to duo. Magia Nicks i feeling Petty'iego zgrywają się w fajniutką, bujającą całość. Lubię duety, które nie powstają na zasadzie "oboje jesteśmy teraz popularni, to walniemy hita", tylko jako naturalna wręcz kolej rzeczy pomiędzy zaprzyjaźnionymi artystami. 

To by było na tyle. Jak widać piosenkowe lutowe nastroje były pół indie, pół klasyczne. Marzec jak narazie kieruje się trochę w inne rejony, no ale do końca jeszcze daleko. :)

Dobrej nocy,
Emilka. :)

3 komentarze:

  1. Rock Radio jest super, zwłaszcza Magister Migała! ;-) Cieszę się, że zarazili Cię Kasabian - jestem w nich beznadziejnie zakochana od ponad 5 lat i jeszczcze się sobą z Panem Meighanem nie znudziliśmy. ;-) Trzymam kciuki za konsekwentne prowadzenie ulubieńców! ;-)

    OdpowiedzUsuń