sobota, 1 marca 2014

Fuzz - Fuzz (2013)


Zespół Fuzz przypomniał mi dzisiaj o swojej obecności wrzucając na facebookowy FP teledysk do kawałka "Raise". Wydłubałam ich już jakoś na jesieni, lub cholera wie kiedy, w każdym razie napisać o nich miałam już dawno. Jak to jednak bywa przy badaniu tysięcy zespołów, zawsze zawieruszam gdzieś takie ciastka. Potem podnoszę, otrzepuję i usiłuję zatłuc wyrzuty sumienia spowodowane niepisaniem o nich. Dokładnie tak jak teraz.

Fuzz to założony w 2013 trzyosobowy skład grający coś superanckiego, będącego BARDZO OGÓLNIE PISZĄC połączeniem garage i stoner rocka. Ciężko cokolwiek więcej wygrzebać na ich temat, biografia to "Ty Segall on drums, Charles Moothart on guitar, Roland Cosio on bass. Not Official." Obić o uszy mógł się co poniektórym Segall, gdyż nie jest to jego pierwszy, ani pewnie ostatni projekt muzyczny. W tym samym roku w którym się założyli, wydali również debiut, który ja osobiście kupuję w całości.



Ta płyta to takie ultra rockowe smoothie. Słychać tam i lata 60, i 70, i 80 i 90. Stonery i psychodele, Jacka White'y i Black Keysy, proto-punki, klasyczne hard rockowe gitary i grunge... W zasadzie wszystko co od paru ostatnich lat mi się tak naprawdę podoba. Wydaje mi się że na tej płycie każdy usłyszy to co uszko wyłapać będzie chciało, bo uzna za znane, kochane i dla uszka miłe. Dokonane to wszystko przez skład 3 osobowy, nagrane tak, że człowiek czuje się jak na ich koncercie. Gitary szalone, perkusja szalona - zdecydowanie 'robią' tę płytę. Wokal... wokal w sumie bez szaleństw, ale spaja się miło z całą resztą. Brzmi prawdziwie, bardzo bardzo prawdziwie, ale nie w stylu "jesteśmy tak prawdziwi, że nic nie słychać i nic nie ogarniesz". Bo na takie zespoły jeśli chodzi o nurt lo-fi można się często nadziać. 


Wszystkie inspiracje udało im zmiksować tak, że nawet nie zauważamy, kiedy się ze sobą łączą. Trzech panów to prawdziwe gąbki wchłaniające to co w rocku piękne, a potem wyciskające wszystko w postaci własnego magicznego eliksiru. Ich koncerty to pewnie cud, miód i orzeszki.:) 

Jako próbkę zapodaję punkt zapalny tej notki. Raczcie się, bo teledysk zacny tak samo jak kawałek.

Miłego wieczoru,
Emilka. :)

2 komentarze:

  1. Bardzo dobre granie, skusiłaś mnie na tyle, że chętnie dam im się porwać! Mnie ostatnimi czasy tak zaintrygowali Witchcaft, Graveyard i Rival Sons - myślę, że te kapele mogłyby Ci się spodobać - o ile ich jeszcze nie znasz. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, zapewniam, ze warto. Witchcraft i Graveyard znane i lubiane, ostatnia za to do obadania. :))

      Usuń