piątek, 14 czerwca 2013

Music & Motion - Sound City (2013)

Neil Young, Elton John, Fleetwood Mac, Grateful Dead, Santana, Ronnie James Dio, Nirvana, Johnny Cash, Foo Fighters, A Perfect Circle, Queens of the Stone Age, Metallica, Nine Inch Nails, Wolfmother, Arctic Monkeys, Red Hot Chili Peppers, Tool... Wszystkie te zespoły,  a także wiele innych mają jeden wspólny mianownik - nie istniejące już studio nagraniowe Sound City. Jak bogatą historię może mieć miejsce, które wypuściło w świat tyle znakomitej twórczości? Próbę jej opowiedzenia podjął bez wątpienia właściwy człowiek na właściwym miejscu - Dave Grohl.
Jak mu poszło? O tym przeczytacie poniżej, w kolejnej części cyklu Music & Motion.



Jest to film dokumentalny, opowiadający po pierwsze - nie tylko historię samego studia, ale także artystów, producentów i innych pracowników z nim związanych. Stare materiały przeplatają się z wywiadami, bezpośrednimi relacjami, opowieściami Grohla i dużą ilością dobrej muzyki. Poznajemy historie m.in. takich kapel jak Fleetwood Mac, Tom Petty and The Heartbreakers, Neila Younga, Rage Against The Machine, czy (w bardzo osobisty sposób przedstawioną przez Grohla) Nirvany.

Tak naprawdę nie jest to jednak dokument mający na celu przedstawienie paru ciekawych opowieści. W dalszej części porusza on bardzo ważny problem digitalizacji studiów nagraniowych, i procesu nagrywania w ogóle. Sound City, (jako studio pracujące w niezmienionej formie od 1970 roku) nagrywając taśmowo, nie miało szans ze studiami nagrywającymi cyfrowo, których popularność rosła dosłownie z dnia na dzień. Mimo tego dalej trzymali się swojej ideologii. Dzięki temu m.in. Nirvana mogła odnieść sukces, zapewniając studiu ostatni chwalebny wzlot w jego karierze.

Co jakiś czas nachodziły mnie myśli na temat tego, jak można zdefiniować prawdziwego muzyka, wokalistę. Jak rozwiązać tę zagadkę w naszych czasach, kiedy większość piosenek wychodzi do nas prosto z laptopa? Ta kwestia zawsze mocno mieszała mi głowie. Ten film - a zwłaszcza wiele wypowiedzi Young'a, Petty'iego i Grohla - przekonało mnie ostatecznie, że nic nie zastąpi ludzkiego elementu zawartego w procesie tworzenia. Dźwięków wydobywających się dzięki sile, woli, talentowi i wrażliwości człowieka. Nie ma niczego, co mogłoby zastąpić serce i duszę muzyka, zaklęte w jego twórczości. Czasem niedopracowanej, nie do końca doskonałej - ale dzięki temu bardzo indywidualnej, odzwierciedlającej co tak naprawdę siedzi we wnętrzu artysty. Czy to nie właśnie proste, najbardziej naładowane emocjami melodie, teksty, wykonania, odciskają na nas największe piętno?
Sound City to prawdziwa skarbnica wiedzy. Dowiadujemy się wiele o procesie powstawania muzyki, kulisach pracy w studio, byciu muzykiem w pełnym znaczeniu tego słowa. Mimo, ze to dokument - niekoniecznie mój ulubiony gatunek - przez ani chwilę się nie nudziłam. Jest to produkcja bardzo dynamiczna, ale przedewszystkim - po prostu ciekawa, nie tylko dla fanów kapel w niej występujących, ale dla każdego, kto muzyką się interesuje.

Na koniec - jedna z piosenek powstałych specjalnie na potrzebę filmu, nagranych przez muzyków związanych z Sound City. Co ciekawe - nagranych na tym samym sprzęcie, na którym pracowali tam w przeszłości. McCartney, Grohl, Novoselic i Smear w jednym utworze.
"Teraz, kiedy każdy może korzystać z tych narzędzi do tworzenia, czy pojawiło się wiele nowych, zajebistych rzeczy? Nie za bardzo. Wciąż musisz mieć CO zrobić tymi narzędziami. Powinieneś naprawdę mieć coś do przekazania."
~T.Reznor (Nine Inch Nails)

Miłego wieczoru,
Emilka :)

4 komentarze:

  1. A no miłego.
    Po sesji ogarne film.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś już drugą osobą, która mi to pisze, to dobry znak dla recenzenta!

      I znak, że mojego bloga czytają głównie studenci :D

      Usuń
  2. Tę kwestię też ładnie porusza White w It Might Get Loud np. w intrze albo w scenie z nagrywaniem na piętrze. Chociaż sam mam trochę mieszane odczucia w tym temacie, niby z jednej strony ludzie nagrywający solówki na 15 razy i sklejający z nich najlepsze momenty, żeby fajnie brzmiały nie są true, ale z drugiej strony problemem nie jest JAK tylko CO ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardziej "taśmowego" w swojej ideologi muzyka niż White (oczywiście jeśli chodzi o nowe pokolenie) chyba nie ma :) It Might Get Loud widziałam, też pewnie tutaj wyląduje jeśli będę miała okazję obejrzeć po raz kolejny.
      Nie dziwię się, że masz mieszane uczucia, ja sama też nie jestem do tego nastawiona na zasadzie 'Jak tylko dotknie ProTools, albo czegokolwiek innego to nie ma prawa nazwać się artystą'. Wiadomo, że trzeba wykorzystywać wszelkie wynalazki, tylko że w odpowiedni sposób. Np. wcześniej wspomniany Trent Reznor z Nine Inch Nails - człowiek mega wsiąknięty w nagrywanie i obróbkę w formie cyfrowej, ale nie za względu na ukrywanie swoich błędów i syntetyczne doprowadzanie swoich utworów do perfekcji, a używanie w nich rozwiązań, których nie można byłoby uzyskać za pomocą instrumentów czy ludzkiej pracy. Jego nie nazwę muzykiem? Oczywiście, ze nazwę, bo z NIN odwala mega dobrą robotę pod względem muzycznym, a na koncertach podobno też mieli mózgi. No i przedewszystkim - pokazał coś NOWEGO, świeżego, dziwnego, a w tym samym momencie bardzo prawdziwego :)

      Usuń