środa, 1 sierpnia 2012

Ulubieńcy lipca!

Jako, że zbliża się północ, a gdy wybije, zacznie się sierpień, czas na faworytów mijającego upalnego miesiąca! Kolejność (prawie...) przypadkowa, wszystkimi jaram się (prawie...) tak samo! :)



1. Judas Priest - Angel
Jako, że jestem dopiero na początku mojej muzycznej drogi z Judasami, ich twórczość (a zwłaszcza ta piosenka!) to dla mnie pewnego rodzaju nowość. Ich styl, bardzo rozpoznawalny, dla mnie charakteryzuje się głównie mocnymi, rytmicznymi, really heavy utworami, a tu proszę, jaka piękna metalowa balladka! Kto by pomyślał, że takich true wojowników w skórach i ćwiekach stać na tyle romantyczności. A że jestem czułym dziewczęciem, to takie kawałeczki oczywiście przemawiają do mnie w 100 % :D

2. Iron Maiden - Virus
Kolejni klasycy w lipcowym rankingu. Tym razem dziwnie zapomniana przezemnie piosenka Ironów, wydłubałam ją na mojej długo nieużywanej mp4. Jak to czasem u Ironów bywa, pierwsza część jest dość spokojna, ale nie dajcie się zwieźć - zazwyczaj to cisza przed burzą. Tak jest i w tym przypadku. Od 2:20 zaczynają się już Maidenowe smaczki i smaczunie, melodyjne gitary, miliardy solóweczek, epickie wokale i takie tam słodkości. Chodziła za mną w tym miesiącu wiele dni, ale bynajmniej nie było w tym nic złego :) Yummy track!

3. Firehouse - All she wrote
Glam-rockowi hejterzy niech lepiej zamkną oczy i zatkają uszy! Oto jeden z moich ulubionych sztandarowych i skrajnie glamowych utworów. Jest wszystko - lata 80-90, napuszone łby, glamowa melodia, typowo glamowe riffy, za ciasne spodnie... That's what I like. Cóż powiem - glam albo się kocha, albo się go nienawidzi. Jest to na tyle obcesowy podgatunek, że nie da się go minąć obojętnie. Jako, że ja należę do tych kochających, a do tego ten utwór ma dla mnie wielką wartość sentymentalną - gdy zaistniał w moich głośnikach na początku miesiąca, później wylądował na telefonie, i dzięki temu, że w dalszym ciągu się nie znudził - ląduje tutaj.

4. Helloween - Salvation
Kolejnym zespołem po Judasach, który zaczęłam badać w lipcu, jest Helloween. Jak narazie tyłka mi nie urwało, ale znalazło się parę kawałków, które już dażę dużą sympatią. Salvation jest jednym z nich, w zasadzie chyba jak narazie mój ulubiony z tych, które znam. A jest ich już kilka dziesiątek. Typowy power metal, chciałoby się rzec, jednak mają jakiś tam swój styl wypracowany, chociaż narazie, po tygodniu słuchania nie do końca potrafię sprecyzować o co dokładnie chodzi. W każdym razie - piosenka jest dobra, tak więc miecze w dłoń i zapierdzielać na bitwę! Chyba, że wasza wyobraźnia nie jest aż tak wybujała jak moja. Wtedy - książka w dłoń, i pracować nad tym! :D

5. Hardcore Superstar - Sadistic girls
Mimo, że kolejność w ulubieńcach się nie liczy, postanowiłam najlepszy kąsek zostawić na koniec. Ten utwór to totalna miazga! Muzyka (nazwałabym to "nowym" hard rockiem z lekkimi naleciałościami innych gatunków, a porównałabym do solowych produkcji Slasha), tekst, wokal... Wszystko współgra idealnie! Mimo, że wpadłam na niego dziś, tj. 31 lipca (można więc uznać, że jak na miesięczny ranking, to na ostatnią chwilę), bez bicia przyznam, że to najlepszy i najbardziej zaskakujący utwór w dzisiejszej piątce. Trafiłam na niego z ciekawości obczajając na youtube Hardcore Superstar. Obczajałam je tylko i wyłącznie dlatego, że to był jedyny nieznany mi zespół z tegorocznego line-upu Woodstocku. I jak to często u mnie bywa - trafiłam na coś mega dobrego! Na wooda od początku nie miałam zamiaru się wybierać i raczej tego nie żałowałam, ale teraz - z powodu obczajenia tak dobrego zespołu, który tam gra - czuję jednak to malutkie ukłucie :D No nic, pozostaje mi czekać, aż zawitają do Wrocławia.. W końcu ze Szwecji nie mają mają aż tak daleko.

To by było na tyle z najlepszych muzycznie lipcowych wrażeń.
Dobrej nocy!
Emilka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz