sobota, 23 listopada 2013

Dobre, bo polskie - Ania Rusowicz - Genesis (2013)

Premiera drugiego albumu Ani Rusowicz miała miejsce 8 października 2013. Dotarłam do niego przez gapiostwo dopiero jakieś 3 tygodnie później. Od tamtej pory mam już za sobą wiele godzin słuchania, tańczenia, śpiewania i odpływania z zamkniętymi oczami w inne dekady.

Anię znałam już z wydanego rok temu albumu Mój Big Bit. Od tamtej pory co jakiś czas obserwowałam jej działalność, gdyż debiut rozbudził tylko moją ciekawość i miałam nadzieję na coś więcej. Gdy tylko odpaliłam na Spotify pierwszy kawałek, który mi się napatoczył - To, co było - moją pierwszą myślą było "You had my curiosity, now you have my attention".

Po niezłym przymaniaczeniu wyżej wymienionego tracka, przeszłam do całego albumu. Zawiera 12 utworów, wszystkie w języku polskim (!). Już od pierwszych sekund zanurza w klimat lat 60-70. Wszystko brzmi niesamowicie prawdziwie - gitary, klawisze, cały szereg innych instrumentów, których nazw pewnie nigdy nie ogarnę, ale zapewniam, działają niczym wehikuły czasu. No i oczywiście perkusja, która w co drugim utworze pobudza u mnie produkcję endorfin. Za produkcję ukłony dla Emade.

Płyta pełna jest pełna ciekawych melodii i bardzo dobrych, "kobiecych" tekstów. Proporcje rockowego ładunku i nastrojowości są wyważone- znajdują się kawałki bardziej ekspresyjne, jak np. To nie ja lub Polne Kwiaty, oraz bardziej klimatyczne - Nie uciekaj czy Co z tego mam. Niebanalny głos Ani współgra z muzyką i atmosferą całego albumu - wszystko tworzy jedyną w swoim rodzaju całość. Całość, która daje możliwość muzycznego powrotu do przeszłości w jej własnym, niepowtarzalnym stylu.
Genesis jest niewątpliwie jednym z najbardziej ciekawych albumów jakie poznałam w tym roku. Szereg ciekawych rozwiązań muzycznych nie pozwala mi się szybko znudzić, a Ania w mgnieniu oka stała się dla mnie ogromnym źródłem inspiracji. Dla wszystkich zainteresowanych - według internetowych informacji, 17 stycznia 2013 we wrocławskim Klubie Firlej odbędzie się jej koncert. Ja napewno tam będę! :)

Na koniec próbka - wspomniana na początku piosenka p.t. To co było.

Zdjęcia pochodzą z facebookowego FP zalinkowanego na początku recenzji.

Dobrej nocy,
Emilka.

2 komentarze:

  1. Muzyka dobra, jak najbardziej, ale swoją drogą, za każdym razem, gdy spojrzę na Anię Rusowicz, uderza mnie jej podobieństwo do matki.
    Bardzo dobra recenzja, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie :) Podobieństwo usłyszeć można nawet w głosie! Co do muzycznego to wydaje mi się, że małymi kroczkami odchodzi od dorobku mamy, co zresztą zaznaczyła w jednym z ostatnio oglądanych przezemnie wywiadów. No ale o to chyba chodzi by artysta sam siebie kreował. Ania ma to szczęście, że jej twórczość mogła zacząć wyrastać z baardzo dobrych korzeni. :)

      Usuń