poniedziałek, 12 listopada 2012

wROCK For Freedom - Dzień Niepodległości -11.11.12 - Hala Orbita, Wrocław.

Witam wszystkich po dłuższej przerwie. Trochę w sumie mogłabym się potłumaczyć, nowa szkoła, blablabla... ale chyba lepiej po prostu obiecać sobie systematyczność w pisaniu, i od razu przejść do sedna sprawy!

Dziś miałam przyjemność uczestniczyć w wydarzeniu, które najprawdopodobniej ( z tego co mówili organizatorzy ) stanie się jedną z wrocławskich tradycji - tj. koncercie polskich legend rocka z okazji Dnia Niepodległości. W tym roku w tej roli wystąpiło TSA oraz Dżem.



Miłą niespodzianką stało się dla mnie to, że gwiazdy wieczoru (dzięki wygranej w Internetowym Festiwalu Rockowym na portalu Nasze Miasto) supportował wrocławski, młody zespół Strain.
(fot. Simona Marchaj)

O tej kapeli słyszałam już wiele, zanim zobaczyłam ich na żywo, głównie od znajomych, znajomych znajomych, no i oczywiście znajomych znajomych znajomych. Dawno temu już zdążyłam pozachwycać się nimi za pośrednictwem internetu w domowych pieleszach, do tej pory nie było jednak mi zobaczyć ich na żywo. Z czystym sumieniem i bez bicia przyznaję, że po zagranych NIESTETY tylko paru piosenkach, automatycznie znaleźli się na czele mojego osobistego rankingu zespołów na scenie wrocławskiej. Chłopaki wyglądają jakby ich ktoś żywcem wyrwał z lat 70, na scenie zachowują się jakby to była ich 10 trasa dookoła globu (tu żadna szydera, to absolutna zaleta!), są bardzo dobrymi muzykami, wokal powoduje ciary, generalnie dają z siebie wszystko... Jeśli ja miałabym określić jakieś przebijające się inspiracje, to podałabym pewnie lata 70-90, a kwestii ekspresji scenicznej, to energia wali od nich ze zupełnie jak od Pearl Jamu na początku kariery :) Raczej nie da się ich zamknąć w jednej ramce, jestem pod wielkim wrażeniem, to co robią to naprawdę kawałek dobrej muzyki. Także.. poczta pantoflowa czasem się przydaje, i to nawet w takich kwestiach. :) Jeśli tylko będę miała okazję, to zagoszczę na ich koncercie jeszcze nie raz. Brawo brawo!

Po małej promocji dóbr lokalnych, czas przejść do gwoździ programu. Idąc po kolei, jako pierwsze wrzucę na ruszt TSA.
Ktoś kto twierdzi, że z metalu się wyrasta, albo co gorsze, POWINNO się wyrosnąć - sam POWINIEN wybrać się na koncert TSA. Urwą mu tyłek raz, a porządnie, i się skończy pierniczenie głupot. Panowie, mimo, że z tego co wiem - aktualnie niewiele koncertują, to na scenie dają do pieca, jakby byli całkiem młodymi wilczurami. Piekarczyk wydziera się, że aż miło, zespół to instrumentaliści na bardzo wysokim poziomie... najbardziej z nich podziw wzbudził we mnie (po raz kolejny w moim życiu) Nowak - bez wątpienia jeden z najlepszych polskich metalowych gitarzystów. W pewnych momentach miałam wrażenie, że jest ze swoją gitarą zrośnięty i funkcjonują jako jeden organizm. Naprawdę wielki szacunek, zwłaszcza, że całkiem niedawno słychać było o jego ciężkim stanie zdrowia-na dzisiejszym koncercie był w nienagannej formie. Dla wszystkich mających wątpliwości co do koncertów tego zespołu - WARTO! Doskonała muzyka, mega kontakt z publiką, pozytywną energię można czerpać garściami. Tak naprawdę byłam pewna, że to oni są gwiazdą wieczoru, i byłam dość zdziwiona, że zagrali jako pierwsi. No, ale ta rola przypadła zespołowi...
Dżem. To smutne, że o akurat o nich przyjdzie mi napisać takie rzeczy. Był to mój 4 albo 5 koncert tego bandu... i w sumie nie wiem, kiedy będzie następny. Ale napewno nie szybko. Pisząc krótko, i zarazem z bólem serca - na tym występie trochę się wynudziłam. Nie chciałabym, aby ktoś źle mnie zrozumiał - bardzo ich lubię, to muzycy wysokiej rangi, jestem fanką Maćka, wszystko to było bardzo profesjonalne, ale mam wrażenie, że idą oni w trochę nieciekawą stronę. Ich działalność powoli zaczyna mi się kojarzyć z polskimi zespołami typu... Perfect. Na każdym koncercie praktycznie ten sam zestaw utworów, a porównując dzisiejszy, i ten na którym byłam jakiś rok, półtora roku temu, nawet kolejność niewiele się zmieniła... Do tego dość zawiodłam się na Maćku, ponieważ  jego kontakt z publicznością był.. zwyczajnie słaby. Być może niektórym to odpowiada, ale ja w przypadku polskich zespołów wolę, kiedy artyści ów kontakt nawiązują, a nie budują szklaną ścianę. Nie wiem, czy to kwestia tego, że koncertują non stop, od wielu lat, i po prostu się wypalają... Nigdy nie mierzyłam ich miarą większości RMFowych zespołów, ale jak to dalej pójdzie w tę stronę, to moja sympatia do nich zacznie ulatywać. Generalnie wyglądają na scenie trochę jakby wypracowywali zmianę, a to niezbyt mi się podoba.  Powiedzmy sobie szczerze, przy takim dorobku i umiejętnościach grać od 5 lat prawie ten sam set? Dlaczeego, dlaczegooo panowiee?

Nieco smutnawe zakończenie, było jednak trochę wrażen pozytywnych. Na koniec zarzucam wam próbkę Straina:
słuchać, badać, i czyhać na koncerty tych chłopaków!

Miała być notka wieczorna, jak zwykle wyszła nocna.
Dobrej nocy więc życzę!
Emilka. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz