poniedziałek, 25 czerwca 2012

Epic Dio is epic

Jako, że jego osoba chodzi za mną od paru dni, to najwyraźniej jest to znak z piekiełka (tudzież niebka, kto tam wie?), by walnąć posta na  jego temat. Każdy, kto słucha metalu trochę więcej niż chwilę, ma OBOWIĄZEK wiedzieć, o kim mowa, a napewno wiedzieć więcej niż to, że wystąpił w Kostce Przeznaczenia razem z Tenacious D. Oto on! Bóg metalu, prekursor devil horns'ów, wybitny wokalista, wielki mały człowiek - Ronnie James Dio.

Osobiście pierwszy raz styczność miałam z nim przez poznanie jednego z moich ulubionych zespołów - Rainbow (któremu poświęce kiedyś całkowicie osobnego, wypaśnego posta). Było to jakieś 2-3 lata temu, od razu wrażenie zrobił na mnie jego megazajebisty wokal - w zasadzie trudno to opisać słowami - jednoczeście delikatny i ostry, grający na emocjach, mający w sobie jakąś magnetyczną siłę. Słucham bardzo wielu zespołów, w których śpiewa wielu męskich wokalistów (w zasadzie prawie żaden damski wokal mi nie podchodzi), jednak Dio zawsze był, jest i będzie w mojej osobistej czołówce.
Po krótce o jego karierze - na poważnie wszystko zaczęło się, gdy skumał się z Ritchiem Blackmore'm z Deep Purple, a wynikiem tej znajomości stało się wcześniej wspomniane Rainbow, założone w 1975 roku. Razem z Rainbow nagrał 3 kozackie hard rockowe albumy, na których jest chyba tylko jedna piosenka (Black sheep of the family), która mi się nie podoba. W zasadzie nie rozumiem dlaczego ta kapela jest tak mało popularna w naszym kraju, rzadko kiedy ktoś wie o czym mówię, kiedy zaczynam ich temat, dobrze jednak, że są takie pojedyńcze jednostki.
Następnym etapem jego rozkręcającej się kariery było wejście na wokal w Black Sabbath, po zaskakującym odejściu Osbourne'a. Na 4 płytach nagranych z Sabbathami, po klimatach Rainbow'owskich (chylących się mocno w stronę Purpli, Zeppelinów, a czasem nawet i folkowych sprawek) pokazał swoje, najbardziej chyba znane wszystkim oblicze reprezentujące SAMĄ METALOWĄ EPICKOŚĆ we własnej osobie. Na każdej tej płycie jego głos brzmi jak nawoływanie do krzyżowania szabel, które rozgrzewałoby do boju 10 razy lepiej niż Bogurodzica, gdyby tylko Dio wyłaził w średniowieczu na pola bitew. Kto wie, jakby wtedy się historia potoczyła!
Przez konflikty i rozłamy w Black Sabbath, które w sumie po odejściu Ozziego nigdy porządnie nie skleiło się do końca, Ronnie spierdzielił od nich i rozpoczął w 1982 karierę solową z zespołem Dio. Na nagranych z nimi do roku 2004 dziesięciu albumach kontynuował on ścieżkę klasyczno-oldschoolowo-heavymetalową, co było bardzo dobrym posunięciem, gdyż  moim zdaniem to jedne z najlepszych płyt pochodzących z tamtych czasów, i tamtego gatunku. Klasyka, klasyka, jeszcze raz klasyka!
W międzyczasie, kiedy Ozziemu odwalała palma, Dio wracał do Sabbathów w 1991 - nagrał z nimi wtedy Dehumanizer - też jedna z wymiatających mózg płytek, oraz na przełomie 2006-07, i wydali wtedy coś w stylu uwieńczenia ich wielokrotnej współpracy - The Dio Years, aczkolwiek tego jeszcze nie poznałam.
Prawdopodobnie warta uwagi jest też twórczość krótkiego, (bo trwającego w zasadzie 2-3 lata??) projektu Dio, Iommiego i Butlera 0 Heaven and hell - jest to jeden album studyjny oraz dwie płyty live - kiedy do nich dotrę, pewnie coś tutaj o nich wyskrobię.
Ronniego nie ma z nami już od 2 lat, przyznam szczerze, że to jeden z niewielu muzyków, o których myślę, że  żałuję, że ich już nie ma, żałuję, że nigdy nie będzie mi dane być na jego koncercie. Czego by nie mówić i z kim Dio nie porównywać, trzeba przyznać, że to jedna z najważniejszych postaci w historii rocka i metalu, i w dupie mam te spory stare jak walka dobra ze złem, w stylu "Kto jest lepszy, Ozzy czy Dio?", dla mnie oboje są tak samo genialni, mimo, że zupełnie inni, i oboje mieli tak samo duży wkład w tworzenie podwalin metalu. Na koniec, byście poczuli wszystko co tu przeczytaliście na własnej skórze, zapodaję jeden z najbardziej znanych kawałków w wykonaniu Ronniego, a także jeden z moich ulubionych, łażące za mną od paru dni Heaven and Hell z czasów Black Sabbathowych!

Emilka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz